Jedynym niedopracowanym elementem tych automatów był przewód łączący słuchawkę z aparatem. Tylko on okazał się nie być 100% wandaloodporny. Choć nie było to łatwe, gdyż przewód ten był wzmocniony stalową linką. Zdarzali się jednak zapaleńcy, których to nie zrażało. W ówczesnych czasach telefon domowy miał zapewne co pięćsetny Polak. Sieć automatów także nie była zbyt gęsta. Czasem trzeba było przewędrować pół dzielnicy, by znaleźć niezniszczony, działający automat. Ten na zdjęciu pochodzi z późniejszych czasów. Pierwsze, które pamiętam działały po wrzuceniu 50 gr. Do mniej-więcej połowy lat 70-tych, w każdej budce z automatem znajdowała się książka telefoniczna, przytwierdzona do konstrukcji budki gustownym łańcuchem. Dlaczego? Bo książki telefoniczne były jeszcze rzadsze niż telefony w prywatnych mieszkaniach. Nie do zdobycia. I jeszcze ciekawostka: moi rodzice złożyli podanie o założenie telefonu (Warszawa) w 1968 roku. Podanie zrealizowano szczęśliwie w 1981 roku, kiedy byłem już prawie dorosły :)
Jedynym niedopracowanym elementem tych automatów był przewód łączący słuchawkę z aparatem. Tylko on okazał się nie być 100% wandaloodporny. Choć nie było to łatwe, gdyż przewód ten był wzmocniony stalową linką. Zdarzali się jednak zapaleńcy, których to nie zrażało. W ówczesnych czasach telefon domowy miał zapewne co pięćsetny Polak. Sieć automatów także nie była zbyt gęsta. Czasem trzeba było przewędrować pół dzielnicy, by znaleźć niezniszczony, działający automat. Ten na zdjęciu pochodzi z późniejszych czasów. Pierwsze, które pamiętam działały po wrzuceniu 50 gr. Do mniej-więcej połowy lat 70-tych, w każdej budce z automatem znajdowała się książka telefoniczna, przytwierdzona do konstrukcji budki gustownym łańcuchem. Dlaczego? Bo książki telefoniczne były jeszcze rzadsze niż telefony w prywatnych mieszkaniach. Nie do zdobycia. I jeszcze ciekawostka: moi rodzice złożyli podanie o założenie telefonu (Warszawa) w 1968 roku. Podanie zrealizowano szczęśliwie w 1981 roku, kiedy byłem już prawie dorosły :)
Odpowiedz